Wyspy Owcze - plan wymarzonej podróży napisany na konkurs Fujifilm
Nazwa wiele mówi :)
Tu przypada 1,75 owcy na jednego mieszkańca, jak przyjadę – statystyki się odrobinę poprawią na korzyść rasy ludzkiej, wprawdzie tylko w ciągu 7 dni, ale zawsze:).
Wyspy są zależne od Danii, ale jednocześnie bardzo autonomiczne i odrębne. Mieszkańcy posługują się językiem farerskim, duńskim, ale też dość powszechnie angielskim, co może się okazać niezwykle pomocne, bo ani duńskim, ani farerskim nie władam zupełnie. Zatem nie powinno być dramatu.:)
Ludzie, którzy urodzili się na wyspach (nie tylko myślę teraz o Owczych), którzy żyją w takim specyficznym środowisku, którzy są zależni od tego co daje im morze i od tego co mogą sami wyhodować na swojej ziemi, sami w sobie są specyficzni. Otwarci na innych ludzi, życzliwi i pomocni w stosunku do przyjezdnych. Chłonący inność turystów. Najczęściej bardzo są gościnni i zadowoleni, że do nich przyjechałeś. Jednak zachowują swoją odrębność i tradycję przodków, którzy niejednokrotnie musieli stoczyć walki nie tylko z naturą, ale też z najeźdźcami, który chcieli zdobywać kolejne terytoria.
Historia Wysp Owczych nie jest od tego wolna, ale mieszkańcy zachowali swoją odmienność, utrzymują tradycję, żyją zgodnie z naturą, nie walczą z nią, tylko wykorzystują jak najlepiej dla siebie. Są dumni ze swojej tradycji, języka i wysp.
To potomkowie Wikingów. Nie noszą już wprawdzie na grzbietach odzienia ze skór upolowanych zwierząt, nie zakładają już na głowy hełmów z rogami, nie prowadzą walk, żeby podbić kolejne ziemie, wyspy i tereny, ale za to nadal są wybitnymi żeglarzami i wioślarzami. Nadal morze jest ich żywiołem. Są już też dużo bardziej cywilizowani i nie zajmują się „mordowaniem, rabowaniem i gwałceniem wzdłuż całego wybrzeża" (cyt z filmu „Eryk Wiking" Monthy Pytona). Co może być z korzyścią dla bezpieczeństwa turystów, ale czy przypadkiem nie pozbawiło to kolorytu tych terenów? ;)
Muszę to sprawdzić na własnej skórze. Czy znajdę tam rosłych i dobrze zbudowanych, trochę nieprzewidywalnych mężczyzn, o twarzach ogorzałych od wiatru z czujnym wzrokiem? Czy znajdę duże kobiety, o silnej budowie ciała, których niejeden mężczyzna mimo swych fizycznych rozmiarów boi się i im ustępuje? Kobiet, które same często muszą sobie dawać radę w życiu, bo mąż wypłynął na morze i nigdy nie wrócił, gdyż ocean jest bezlitosny i zabiera śmiałków, którzy zapomnieli na chwilę o tym, że ocean można kochać, ale należy pamiętać, że trzeba respektować ten żywioł.
Lecę tam , bo to trochę ostatni dzwonek. Od 2014r. ruszyć ma duża kampania reklamowa Wysp Owczych, która ma ściągnąć większa liczbę turystów z Europy i świata. Jeżeli kampania będzie owocna, to wprawdzie mieszkańcy będą mogli liczyć na większe wpływy z tej dziedziny gospodarki, ale niestety nie będzie to już tak dziewiczy teren. Natura może niestety zostać „zadeptana" przez rzesze turystów. Potem trudno będzie się poruszać po szklakach turystycznych wśród tłumów przyjezdnych. Teraz mam okazję jeszcze obejrzeć zakątki, które nie zmieniły się od średniowiecza. Czyli jest jeszcze szansa uwiecznić na fotografiach prawie nietkniętą przyrodę tych terenów i spróbować podpatrzeć życie codzienne Farerów. Na samą myśl ta możliwość zapiera dech w piersiach. Czy poczuję duchową obecność tych, co kiedyś żyli tu zgodnie z naturalnym biegiem spraw?
Posłucham oceanu, posłucham wiatru, usłyszę też dźwięk deszczu w trawie.
Mam nadzieje na prawie pierwotne przeżycia. Muszę mimo, że temperatura powietrza może do tego nie zachęcać gołymi stopami poczuć rosę na tych zielonych łąkach wysp. Poczuje jej miękkość, czy może będzie mnie łaskotać w stopy?
Połowę mojego życia spędziłam na wsi, gdzie się wychowałam. Druga połowę pochłania miasto, w którym mieszkam obecnie, żyję i funkcjonuję. Jednak tęsknota za przestrzenią, za zapachami natury towarzyszy mi przez cały czas. Pamiętam z dzieciństwa, że hodowaliśmy m. in. owce. Do dziś pamiętam jak moje małe rączki koniecznie chciały pomagać rodzicom i strzyc wełnę owiec. Czujne oko taty nie zawsze ustrzegło mnie i czasami to się kończyło ranami na rękach, lub co gorsza rankami na skórze zwierzęcia, ale do dzisiaj czuje w nozdrzach zapach świeżo ściętej wełny odkładanej do ogromnych płóciennych worków. Pamiętam jak trudno było domyć moje małe paluszki oklejone lanoliną z wełny owiec. A tu się dowiaduje, że na Farerach owce maja tak wielką zawartość lanoliny w swojej wełnie, że zrobione z tej wełny swetry są nieprzemakalne. To też muszę sprawdzić.
Robię na drutach (to moja forma relaksu). Robię wszędzie i o każdej porze – kiedy to tylko jest możliwe. Rodzina i przyjaciele znają mnie dobrze i wiedzą, że robienie na drutach tak weszło mi w krew, że nie przeszkadza mi to w oglądaniu tv, słuchaniu radia, czy prowadzeniu ożywionego życia towarzyskiego. Trochę ubolewam, że moja szafa już dawno nie mieści, tych moich wyrobów, a ja wciąż robię kolejne. Podejrzewam też, że jeden ze sklepów z włóczką w naszym mieście funkcjonuje właśnie wyłącznie dzięki mnie, bo wciąż jestem jego klientką.:) Zatem myślę i może już nawet oswajam się z tą myślą, że z Wysp Owczych przywiozę kolejny zapas wełny, żeby udowodnić sobie i innym, że nie trzeba nosić kurtki przeciwdeszczowej – wystarczy sweter z wełny owiec farerskich.
I jeszcze ciekawostka, a jednocześnie ostrzeżenie dla turystów, którzy wybiorą jako sposób zwiedzania wysp samochód. Każda nawet najmniejsza kolizja z owcą musi być niezwłocznie zgłoszona pod określony numer telefonu, bo obowiązuje na wyspach specjalna procedura postępowania w takich przypadkach.
Trawa, wszędzie trawa. Na połaciach pól nad brzegami morza, na klifach nawet, w każdym miejscu gdzie tylko uda jej się zakorzenić. Również na dachach budynków mieszkalnych tych starych i tych nowo budowanych. To muszę pokazać na zdjęciach. Czy aparat będzie potrafił pokazać różnorodność kolorów?
W związku z tym, że wiatry na tych terenach są powszechne i silne, nie ma na nich drzew. Jedynymi miejscami są miasta, w których sztucznie są nasadzone i chronione drzewa. Największy jest Park Vioarlundin znajdujący się w stolicy, w nim znajduje się pomnik Elfki Tariry, która jest porównywana do pomnika syrenki w Kopenhadze.
Przeczytałam zdanie jednego z polskich turystów, który napisał, że pogoda na Farerach z pogodą jest tak trochę na chybił trafił, a w zasadzie prawie zawsze chybił :) trzeba się przygotować na deszcz. Pada tu ok 260 dni w roku. Kurtka przeciwdeszczowa (dopóki nie zrobię sobie nowego swetra :), może nawet kalosze czasem się mogą przydać, z pewnością przydadzą się dobre buty do pieszych wypraw w tereny górzyste. Ale w związku z tym, że to sierpień – to i tak będę narażona na deszcz w o wiele mniejszej skali niż w innych miesiącach.
Nie będę miała okazji uczestniczyć w Święcie Olafa, które się odbywa w lipcu. A co za tym idzie nie będę miała okazji obejrzeć tradycji zachowanej od 1030 r, kiedy to w bitwie zginął król Olaf II Haraldson Norweg, który umocnił chrześcijaństwo nie tylko w Norwegii, ale też na Wyspach Owczych. Już rok po jego śmierci został przez miejscowy kościół uznany za męczennika. Święto to szybko nabrało narodowego charakteru, ale też jest wydarzeniem kulturalnym i społecznym. Integruje mieszkańców wszystkich wysp, ale także w tym czasie przyjeżdżają na wyspy Farerowie z samej kontynentalnej Danii jak i emigranci z całego świata.
Obchody są huczne i gromadzą rzesze tych potomków wikingów. Śpiewanie ballad z jednoczesnym tańcem łańcuchowym wśród ludzi ubranych w odświętne narodowe stroje to odwieczna już tradycja, z której są bardzo dumni. Chciałabym spotkać tak ubranych mieszkańców, a może nawet sama przymierzyć taki strój. Są też wyścigi łodzi wiosłowych – to ich narodowy sport. Zdobywcą rekordu Guinessa jest Livar Nysted, który wraz z trójką innych wioślarzy przepłynął ocean atlantycki w 44 dni.
Odświętnie ubrani Farerowie na festiwalu. Zdjęcie pobrane ze strony wikipedia.org
Coroczne polowanie na Grindwale (walenie zaliczane do delfinów). Jest to tradycja kultywowana przez całe rodziny. Biorą w nim udział dziadkowie, ojcowie, matki a nawet dzieci. Wypływają łodziami w głąb zatoki i zaganiaja Grindwale po czym zabijają je harpunami... Corocznie ginie od 600 do 1000 sztuk tych waleni. To kontrowersyjne zachowanie Farerczyków juz niejednokrotnie było krytykowane przez społeczność międzynarodową. Oni jednak tłumacza to specyfiką swojej kultury i tradycją kultywowana od pokoleń.
Nie należy zapominać o piłce nożnej. Tu prawie każdy mieszkaniec jest kibicem piłki nożnej i jest to bodaj jedyny kraj, w którym premierem został bramkarz Kaj Leo Johannesen. Piłkarze to najbardziej znani i podziwiani ludzie na wyspach. Jest to sport amatorski wszyscy piłkarze posiadają „normalną" prace żeby się utrzymać, a trenują tylko popołudniami. Reprezentacja Polski rozegrała już z Wyspami 3 mecze i o dziwo patrząc wyniki naszej drużyny narodowej te mecze wygrała – to nie można omówić piłkarzom z Wysp waleczności i zaangażowania, czego naszym piłkarzom dość często brakuje. Wielu polskich piłkarzy też grało i gra w drużynach Wysp Owczych. A mieszka tu ok 100 Polaków, może uda mi się spotkać któregoś z nich i nawiązać kontakt i porozmawiać o życiu codziennym na tych niecodziennych wyspach.
Fascynuje mnie ptak - Maskonur, jego wygląd i sposób życia, choć ptakiem narodowym wysp jest Ostrygojad i to on jest najbardziej rozpowszechnionym ptakiem na wyspach. A gatunków ptaków tam żyjących jest co nie miara więc będę miała mnóstwo możliwości obserwacji ich zwyczajów i robienia im zdjęć. Aparat da mi wielkie możliwości zrobienie fascynujących zdjęć, nawet jak nie będę mogła podejść blisko danego ptaka.
Maskonur i Ostrygojad. Zdjęcia pobrane ze strony wikipedia.org
Myślę też, że niejednokrotnie spróbuję potrawy z ptactwa, bo należę do typowych mięsożerców i chcę wykorzystać tę okazję i sprawdzić smak tutejszych potraw. Smak jagnięciny, sposoby przyrządzania ptaków i oczywiście mięso wielorybie (choć nie wiem czy będzie taka okazja, bo ponoć turysta zjeść ma okazje zjeść to mięso tylko w czasie letnich festiwali... no zobaczymy).. nie wiem jeszcze jak smakuje, ale i tak już mi ślinka cieknie. Baranina suszona, suszony halibut czy łupacz – to potrawy, które chciałabym spróbować. Obiecuje opisać wrażenia smakowe, nawet jak będą skrajne :)
Thorshavn - stolica Wysp Owczych. Zdjęcie pobrane ze strony wikipedia.org
Klify na Wyspach Owczych. Zdjęcie pobrane ze strony wikipedia.org
Dzień pierwszy:
Pociąg do Berlin. Z dworca wygodny transport na lotnisko autobusem.
Samolotem (kocham odgłos rozgrzewanych do czerwoności silników tuż przed startem) z przesiadką w Kopenhadze lecę na Wyspy Owcze jest szansa bycia tam już o godz. 14.00:)
Dostaje się autobusem do stolicy Thorshavn i melduje się na kwaterze prywatnej, bo tanio tam jak na kieszeń Polaka nie jest. A i może będzie okazja w ten sposób odrobinę poznać mieszkańców.
W informacji turystycznej na lotnisku już załatwiam sobie mapy wysp i najważniejsze informacje dotyczące komunikacji między wyspami. A że komunikacja publiczna i prywatna dobrze tam współpracuje ze sobą to dostanie się do stolicy nie będzie problemem. Popołudnie i wieczór to moje pierwsze spacery po mieście i wdychanie zapachów tych miejsc. Poznawanie wstępne terenu miasta. Może nawet spróbuje już jakiejś regionalnej potrawy na kolację. Hurra :)
Trzeba pamiętać , że np. sklepy tam nie funkcjonują jak w Polsce, większość jest zamykana po 16. Musze dostosować się do rytmu ich życia choć na tydzień.
Ziemniaki z suszona baranina i brukwią. Zdjecie pobrane ze strony wikipedia.org
Dzień drugi:
Cały dzień to zwiedzanie stolicy. Robienie zdjęć, odnajdywanie interesujących miejsc. Obejrzenie budynków rządowych (może spotkam premiera – wydaje się być sympatyczny i otwarty, mogę go zapytać, czy nadal czasem staje na bramce), :) historycznego centrum miasta, rezydencję mnichów (najstarszy budynek miasta), stare składy towarowe, budynek obrad rządu.
Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia. Próbuje jak najwięcej „wycisnąć" z aparatu. Oby tylko bateria wytrzymała jak najdłużej, żebym nie musiała się ograniczać – no bo która kobieta to lubi? :) Ciekawe czy przyda mi się lornetka? Czy będę na wszystko patrzeć przez obiektyw aparatu? Bardzo jestem entuzjastycznie nastawiona.
Koniecznie w przerwach kawa lub herbata i takie niespieszne obserwowanie życia mieszkańców Thorshavn. Wsłuchanie się w język. Czy rzeczywiście brzmi tak jakby „ktoś kamienie w cynowej misie potrząsał"?? Czy będzie mi szeleścił w uszach? Czy będzie tylko przyjemnie szumiał?
Nie chcę się spieszyć. Chcę tu zwolnić tempo. Spróbować chociaż wczuć się w rytm życia w tym miejscu. Dzięki temu może zrozumiem dlaczego mieszkańcy tak kochają swoje wyspy.
Dzień trzeci:
Ten dzień to koniecznie rejs łodzią wzdłuż klifów. Moje reakcje na te piękne widoki mogą być dość głośne i niespodziewane :) Byle tylko pogoda pozwoliła na całodniową „suchą" wycieczkę. Obserwacja setek uskoków, jaskiń i sztolni. Może da się namówić kapitana łódki na tzn morskie opowieści. Prawdziwe, czy może dość ubarwione -nieważne. Ważne, że dodadzą uroku rejsowi. Tego dnia podziwianie cudów klifowych, cudów natury będzie podstawową atrakcją. Potem powrót do miasta i jakiś wyśmienity posiłek. Jestem z Pyrlandii (wyjaśnienie - w Wielkopolsce na ziemniaki mówi się 'pyry' w gwarowym języku), a wiem, że jednym z nielicznych warzyw, które rosną na tym terenie to ziemniaki – więc jest szansa, że mnie uraczą ziemniakami może z dobrze przyrządzoną baraniną i brukwią.
Muszę jeszcze zamówić rejs na jutrzejszy dzień – bo na tą wyspę (Mykines) można się dostać wprawdzie łatwo ale jako na jedyną trzeba zamówić bilet z dziennym wyprzedzeniem. I oczywiście jeżeli pogoda będzie sprzyjać.
Tradyceyjna zupa z baraniny. Zdjęcie pobrane ze strony wikipedia.org
Dzień czwarty:
Czas na Mykines. Rejs na wyspę, na której mieszka tylko 11 mieszkańców, ale za to w ogromnej ilości zamieszkałą przez ptaki. Przepiękne krajobrazy. Pięknie położona latarnia morska. Jest szansa że na szczęście jakiś ptak mnie „naznaczy" :) - podkreślam na szczęście! Maskonury będą mi pozować do zdjęć. Głuptaki (żeby przypadkiem nie wyszło, że się z nich kpię) mam nadzieję mnie rozśmieszą :)
Pieszo mostem przejdę na niewielką sąsiednią wysepkę Mykinesholmur. Tam będę się wpatrywać w bezkresny widok oceanu. Może Neptun się pojawi...
Dzień piąty:
Autobusem do Saksun. Mieszka w tej osadzie 28 osób. Muszę zobaczyć lagunę Pollurin – jedyną na Wyspach Owczych. Jedyna droga asfaltowa, która do prowadzi do Saksun przed dolinę, a ze zboczy górskich spływają wodospady. Tu oprócz trawiastych dachów sfotografować muszę biały kościółek z 1858 roku. Muzeum w pierwszym historycznym budynku też obejrzę. Byle tylko nie spóźnić się na autobus powrotny, bo jeździ tylko dwa razy dziennie.
Zdjecie pobrane z wikipedia.org
Dzień szósty:
Kolejny rejs. Tym razem wyspa Suduroy – to program obowiązkowy! Widoki klifów są najpiękniejsze na całych wyspach. Co ciekawe na tej wyspie funkcjonują aż 4 drużyny piłkarskie. Musze znaleźć któryś ze stadionów i uwiecznić dla kolegów kibiców w Polsce :) Dziś zbiorę się na odwagę i zjem suszoną rybę na kolacje. Choć sądzę, że poproszę o jak najmniej śmierdzącą :) no chyba, że postaram się wszystkimi siłami skupić na walorach smakowych jedynie.
Zdjecie pobrane ze strony wikipedia.org
Dzień siódmy:
Rejs starym szkunerem na koncert jazzowy we wnętrzu ziemi. Za względu na niezwykła akustykę jaskini, urządzane są tam występy tria jazzowego. W drodze powrotnej serwowany jest posiłek pod pokładem. Przygotowany własnoręcznie przez kapitana statku. Uchodzi on za najlepszego kucharza na Wyspach Owczych. Jako, że jedzenie należy do moich trzech największych przyjemności życiowych (dwie pozostałe powinny pozostać tajemnicą – zna je tylko jedna osoba Smile to i na ten posiłek nie mogę się doczekać.
Powinnam w czasie tej podróży odwiedzić miasta: Klaksvik, Hoyvik i Argir. Powinnam też pewnie wybrać się na wycieczkę na Tindholmur. Może też polecieć helikopterem wzdłuż klifów, a nawet wybrać się w pełnomorskie wędkowanie. Powinnam... ale czy będzie na to czas? Czy warunki pogodowe pozwolą mi na to? Chciałabym. Ale też nie chciałabym w gąszczu atrakcji turystycznych „koniecznych do zaliczenia" zagubić gdzieś pierwotne założenie tej wyprawy – poznać ludzi żyjących na wyspach i poczuć naturalny rytm przyrody tych terenów.
Suszenie baraniny. Zdjecie pobrane z wikipedia.org
Dzień ósmy:
wcześnie rano lot powrotny. I znowu dźwięk rozgrzewanych silników w samolocie przed startem :)