Romul.pl

Biuro Podróży Poznań

 

Lubisz mój blog? Podobał Ci się ten wpis?
Odsłuchaj więc proszę i dodaj do playlisty tę muzykę:

Muchos_Cojones_-_Olśnienie.png

Deszcz w słonecznej Barcelonie, czyli zmokła kura spełnia marzenia

barcelona introMarzyłam o niej 20 lat (może nawet trochę więcej, ale nie ma co dokładnie mi tego wyliczać) :)... Od momentu, wykładu na studiach. Pani profesor Walentyna D. pokazała zdjęcia z Barcelony. Najpierw obejrzałam zaskakującą symetrię ulic, którą ktoś przeciął jak gdyby w poprzek. Zakłócił naturalny bieg ulic budując nową wielką arterię. To tak jakby pudełeczka poukładane bardzo geometrycznie i symetrycznie nagle przeciąć na skos. To było pierwsze zdjęcia jakie w życiu zobaczyłam obrazujące Barcelonę.

Potem pani profesor zaczęła opowiadać o secesji. A od secesji do Gaudiego to już jeden krok.. No i się zaczęło.... zdjęcie jego Sagrady Familii, właśc. Temple Expiatori de la Sagrada Familia - czyli Świątynia Pokutna Świętej Rodziny - zafascynowało mnie totalnie. Do tamtej chwili nie wyobrażałam sobie, że ktoś może tak się wzorować na przyrodzie i tak bardzo dobrze wykorzystać ją w architekturze. Oniemiałam zupełnie. Zachwyciłam się. Potem przez lata czytałam jakieś biografie, oglądałam albumy, opracowania dotyczące Antonio Gaudiego. Wciąż i niezmiennie mnie fascynował.

I tak sobie marzyłam o tej Barcelonie, zazdrościłam każdemu kto już tam był i marzyłam dalej. Jedni mówili, że piękna inni, że kicz. Jednym przypadła do gustu, inni mówili - miasto jak miasto. A Gaudi - jak to Gaudi.

I wciąż jakoś tak przechodziła bokiem ta Barcelona obok mnie.. Albo jakoś się nie składało, albo inne były plany, albo gdzieś tam po prostu miała być marzeniem. I może jakoś nawet się z tym pogodziłam w sercu, że wciąż tylko o niej marzę.

Aż przyszedł kwiecień i nagle się okazało, że lecę do Barcelony!!!! Pierwsza myśl - 'boże, co teraz będzie?' Spełnianie marzeń ma w sobie pierwiastek nieszczęścia przecież, bo się spełniło i już nie będzie o czym marzyć, a do tego jak to będzie.. tak na żywo 'spotkać się' z Gaudim? A jak mi się nie spodoba? Jeżeli to naprawdę jest kicz? Co ja wtedy zrobię? Na marne pójdą 20 lat marzeń.... Zatem lot był okupiony niepokojem.

Wylatywałam z Poznania, gdzie pogoda była ładna, jak na te porę roku.

Z prognoz wynikało, że w słonecznej Barcelonie słońca nie ma być, a nawet mogą być ołowiane chmury. Ale przecież takie rzeczy mi nie straszne :)

Po wylądowaniu okazało się, że chmury rzeczywiście są i nawet nieźle deszcz zacina. Dobry humor mnie nie opuszczał, przecież zanim dojadę z lotniska do hotelu, to na pewno przestanie padać :)

Dojechałam do centrum. A tam nie dość, że nie przestało padać to lało coraz bardziej. zanim ze stacji metra doszłam do hotelu, a odległość nie była wcale duża. Taki spacerek na 10 minut najwyżej - to wyglądałam jak kompletnie zmokła kura.W parasol się nie zaopatrzyłam, bo kto bierze do słonecznej Barcelony parasol? :) Głupio mi nawet było wejść do hotelu, bo to ani zaprezentować się nie da jakoś po ludzku, a do tego jeszcze przecież zostawię wszędzie kałuże wody po sobie :)

Nie było co myśleć i zwlekać, bo w sumie to lepiej już było pozbyć się całkiem przemoczonych ciuchów, żeby nie dopadła mnie jakaś grypa albo coś gorszego. Bo przeleżeć 3 dni w łóżku w wymarzonej Barcelonie to nie byłoby spełnienie marzeń :)

Podchodząc do recepcjonisty musiałam stanowić obraz nędzy i rozpaczy. Jego wzrok był pełen litości. Podałam mu numer rezerwacji. On jeszcze raz spojrzał na mnie - woda spływała mi z włosów po twarzy. Co tu dużo mówić wyglądałam jak nieszczęście - ot taka zmokła kura w Barcelonie :). Recepcjonista sprawdzał rezerwację hotelu, szperał w komputerze i spoglądał na mnie. Aż w końcu mówi:

- Oczywiście rezerwacja się zgadza, ma pani pokój standard. Ale ja umieszczę panią w pokoju suit.

Ja najpierw spojrzałam na niego nie do końca 'zajarzyłam' co ma na myśli. On zapytał:

- Czy może być? - z figlarnym uśmiechem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, więc szczerząc zęby odpowiedziałam ochoczo, że oczywiście :) pobiegłam potem szybko zobaczyć ten specjalny pokój - był śliczny, przestronny i świetnie wyposażony :)

Jak widać mój "pożalsięboże" wygląd przydał się na coś :)

Choć potem pół nocy nie spałam, bo przecież nie spytałam czy zmiana pokoju na lepszy nie będzie przypadkiem skutkowała dodatkową niebotyczną dopłata do luksusu. Na szczęście rano okazało się, że to prezent jest jednak :)

Już późnym popołudniem po wysuszeniu się, postanowiłam pierwszy raz rzucić okiem na Sagradę Familię. Choć prawdziwe oglądanie planowałam na następny dzień, ale byłam tak blisko, że grzechem by było nie skorzystać z okazji. Idąc ulicami czułam, że miasto mnie "wciąga". Czułam, że oddycham wprawdzie swobodnie, ale jakby innym powietrzem. I że to powietrze zaczyna mi wyjątkowo służyć, ale też czułam, że napięcie rośnie we mnie, im bardziej się zbliżam do Sagrady. Tak bardzo się boję rozczarowania. Trochę jakby ostrożnie stawiam kroki... Aż wreszcie jest, ukazał się między kamienicami jej kawałek... jakbym przestała oddychać. w końcu podeszłam i całe powietrze i napięcie ze mnie zeszło. Ona jest piękna. Skomplikowana, szczegółowa i piękna.

- Boże, dzięki, że tu jestem. :)

Obeszłam ją tylko dookoła. "Tylko" obeszłam. Obchodziłam w półmroku. Próbowałam wypatrzeć ile się tylko da szczegółów. Oczywiście , że stoją obok dźwigi i rusztowania, bo przecież każdy fragment i detal jest inny i każdy jest osobno rzeźbiony. Oczywiście, że budowa wciąż trwa. Od 1882r. Najpierw projekt robił kto inny, a po roku Gaudi został jej architektem i nie przerwanie, aż do swojej śmierci wciąż zmieniał i poprawiał projekt. Niedawno podano, że budowa ma się zakończyć za ok 16 lat.... Po wszelkich zawirowaniach, zmianach decyzji co do dalszej budowy i zaprzestania, albo kontynuacji - to świetna wiadomość!!! Wprawdzie w założeniu kościół miał być większy, wyższy i jeszcze bardziej okazały, ale władze Barcelony i inwestorzy jednak, nie zdecydowali się na to.

To symbol miasta.RSD 046iaRSD 732iaRSD 054aiRSD 062aRSD 065aiRSD 073aiRSD 105aRSD 110aRSD 114aRSD 749iaRSD 765ai

Bazylika zachwyciła mnie. Oczarowała. Wracałam potem do hotelu niespiesznym krokiem. Taka właśnie zachwycona. Nie straszny mi był deszcz, który znowu zaczął padać. Tylko towarzyszyła mi radość. Od rana miałam zamiar "zbiec" całe miasto w poszukiwaniu Gaudiego na ulicach. No i oczywiście już normalnie w świetle dziennym obejrzeć bazylikę i może też wejść do środka.

Miałam mimo ekscytacji zamiar wyspać się dobrze, żeby mieć siły na zwiedzanie Barcelony dnia następnego.

Rano pierwsze kroki skierowałam do Sagrady. Nie spodziewałam się, aż takich tłumów w kolejce po bilety, żeby wejść do środka. Postanowiłam na początek znowu ją obejść z zewnątrz i potem podjąć decyzję, czy wchodzę (najpierw stojąc 2 godziny w kolejce) czy odpuszczam wnętrze. Oglądałam, robiłam zdjęcia, przyglądałam się temu cudowi architektury secesyjnej. Jej bogactwo mnie i onieśmielało i oczarowywało. Antonio Gaudi mimo różnych o nim opinii mnie urzekł i magnetycznie do siebie przyciągał.

Spacerowałam wśród tłumów turystów. Robiłam zdjęcia. Zadzierałam głowę i wypatrywałam coraz to nowych ciekawych szczegółów architektonicznych. W pewnej chwili usłyszałam język rosyjski. Jakiś przewodnik opowiadał o bazylice, jej historii i twórcy. Nie było by w tym nic dziwnego, bo przecież turystów tam się przemieszcza tysiące dzienne. I indywidualnych i grupowych. Spojrzałam w kierunku tej grupy, bo bardzo lubię brzmienie języka rosyjskiego. I nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Stałam i jeszcze dłuższą chwile się przyglądałam, aż sobie uświadomiłam, że patrzę się "jak sroka w gnat". Odwróciłam wzrok, ale nadal byłam pod wrażeniem i chciałam sprawdzić czy mnie oczy nie mylą. Spojrzałam jeszcze raz. A tam przed pokaźna grupą rosyjskich turystów stał rosły czarnoskóry mężczyzna. Jego cera była naprawdę bardzo ciemna. No jakby tu powiedzieć - murzyn w całej krasie!!! Mówił czystą przepiękną ruszczyzną. Nie mogłam od niego oderwać wzroku. Zresztą rosyjscy turyści też. Po chwili sobie uświadomiłam, że stoję i uśmiech mi nie schodzi z ust. No i po prostu, zwyczajnie GAPIĘ się :)

No wprost - "Amerykancki Szpion" z dowcipu. Znasz ten dowcip?

Idzie on tak:

Wywiad amerykański wybrał najlepszego swojego człowieka, najlepszego szpiega do grupy operacyjnej działającej w Rosji. John uczył się języka (mówił jak prawdziwy Rosjanin), nauczył się ze szczegółami historii i tradycji rosyjskiej. Nawet - choć to mu przyszło najtrudniej nauczył się tak samo dużo pić wódki. Kiedy już był zupełnie gotowy Amerykanie zrzucili go do jednej z podmoskiewskich wiosek. Tam jak tylko się pojawił postanowił się wtopić w otoczenie i zacząć swoją działalność dywersyjną. Nawet zaprzyjaźnił się odrobinę z tamtejszą wioskową ludnością. Jednak dzieci, które go spotykały na ulicy, wciąż krzyczały za nim - Amerykancki Szpion. Wypił już morze wódki z autochtonami, a oni wciąż nie uznali go za swojego. Czuł się przegrany, a miał niedługo złożyć raport swojemu przełożonemu w Waszyngtonie. Postanowił zatem się dowiedzieć gdzie popełnia błąd i jakim cudem oni go rozpoznali. Zapytał swoja zaprzyjaźnioną staruszeczkę:

-Jak to jest? Mówię tak jak wy, akcent mam idealny, zachowuję się tak jak wy, znam waszą historię lepiej niż niejeden z was. Nawet pije wódkę w takich ilościach jak wy. Skąd wiecie, że nie jestem wasz?

Na to jego gospodyni mówi:

- To prawda, mówisz jak prawdziwy Rosjanin, zachowujesz się jak prawdziwy Rosjanin, nawet pijesz jak prawdziwy Rosjanin. Tylko u nas Ciornych - niet.

:D

Tak to właśnie wyglądało, przed Sagradą. Wypisz, wymaluj - Amerykancki Szpion oprowadzał wycieczkę Rosjan po Bazylice :)

Postanowiłam, że nie będę stała w kolejce po bilety. Poszłam dalej "w miasto" i tam starałam się znaleźć jak najwięcej architektury, którą zaprojektował Gaudi. A jest tego trochę i od razu widać, co jest jego dziełem.

Miasto oprócz tego bardzo mi się spodobało, jest takie spójne. Ma zachowany swój charakter i jest bardzo zadbane. Jest piękna wizytówką Katalonii. Tętni życiem. Trochę się czułam festiwalowo w nim. Różnorodność ludzi, młodych, dojrzałych i starszych. Chodziłam i wdychałam zapachy tego miasta, podpatrywałam i zgadywałam, którzy z mijanych ludzi są turystami, a którzy to mieszkańcy.

RSD 141aiRSD 378aiRSD 469iaRSD 322aaiRSD 333aiiRSD 541iia

Przechadzałam się po Placu Katalońskim. Gdzie tysiące gołębi ma swój raj wśród turystów, którzy je karmią. Obejrzałam gotycką dzielnicę Barii Gotic. Posiedziałam w pobliżu fontanny Kaskada w Parku Cytadela, oraz przemknęłam obok Łuku Triumfalnego.RSD 516aiRSD 531aRSD 499ai RSD 503ai

Udało mi się sfotografować Casa Mila, choć tu niestety zrezygnowałam z wejścia do środka znowu ze względu na kolejki. Żaden balkon w tej willi się nie powtarza, kazdy jest inny.

.RSD 208aiRSD 199aiRSD 193aRSD 222aRSD 224a

Obejrzałam tez Casa Batllo, w której nie ma kątów prostych wewnątrz. Niestety bilet za 20 euro mnie odstraszył, czego żałuje do teraz :(. A kiedy doszłam do tej willi to próbowałam zrobić jakieś "super - odlotowe" zdjęcia. Bo przecież obiekt jest 'super- odlotowy' . No i był kłopot bo drzewa zasłaniały widok na fasadę. Powiedziałam sobie - ktoś chyba powinien wyciąć te drzewa, żeby dało się robić zdjęcia, ale oczywiście po chwili zganiłam się za takie myśli :) , dalej próbując znaleźć odpowiednie miejsce do dobrego zdjęcia. Sporo osób próbowało robić to samo. W pewnym momencie usłyszałam język polski. Młody chłopak z aparatem w ręku mówił do dziewczyny, która była z nim:

- K....wa, powinni wyciąć te cholerna drzewa. Jak ja mam zrobić tu zdjęcia..... :D

Ciekawe czy byli z Poznania jak ja. Poznaniacy kochają narzekać :) nawet w tak pięknych okolicznościach przyrody :)RSD 253aiiRSD 233aiRSD 258oa

 

Zajrzałam też na uliczki, po których przechodził Daniel Sempere z powieści "Cień Wiatru" Zafona. Jakbym czuła już nawet, że uda mi się odnaleźć Cmentarz Zapomnianych Książek i może nawet ja wybrałabym jakąś książkę swojego życia :) Gdzieś będąc na La Rambli (głównym deptaku Barcelony) czułam duch Daniela przemykający obok w tłumie. W każdym razie, chciałam czuć :) Tak trochę magicznie i nastoletnio :)

Barcelona to oczywiście nie tylko secesja i Gaudi, to również renesans czy gotyk nawet. To gwar i radość młodości, ale też spokój i dostojność dojrzałości. To gwarne dziecięco parki i hałaśliwe młodzieńczo place, ale też zaciszne wąskie uliczki. Każdy może znaleźć coś dla siebie. Myślę, że w Barcelonie można się zakochać. Chodząc po jej ulicach przyszła mi myśl do głowy, że mogłabym się tu odnaleźć. To mogłoby być też moje miasto.

Po południu, po "wielkim bieganiu" po mieście, postanowiłam w drodze powrotnej do hotelu sprawdzić, czy nadal po bilety do wnętrza Sagrady Familii jest tak wielka kolejka. Okazało się, że tym razem jest tylko na jakieś pół godziny (w porywach do godziny) stania. Oczywiście się w niej ustawiłam, uiściłam opłatę i weszłam.... A w środku spędziłam bardzo dużo czasu, siedząc, przechadzając się, i oczywiście robiąc zdjęcia. Lubie takie zacisze świątyń, mimo mnogości turystów. Przyjemne jest to, że każdy stara się zachowywać cicho i zachowuje szacunek dla miejsca. Bez względu na wyznanie czy światopogląd. Choć do modlitwy to pewnie wybrałabym inne miejsce, niż tak tłumnie odwiedzaną bazylikę, ale mimo to mogłam sobie w spokoju pokontemplować. Zastanawiałam się, czy to wnętrze "pasuje mi" do zewnętrza. Zastanawiałam się, czy Katalończycy lubią tu przychodzić na mszę

.RSD 604iaRSD 672aRSD 713aiiRSD 716aRSD 727a

Wychodząc z wnętrza spotkałam młoda angielską turystkę, która mówiła, że dziś właśnie przyjechała z Madrytu zwiedzać Barcelonę. Przekonała mnie jeszcze do "handlu wymiennego" Ja zrobię zdjęcie jej na tle Sagrady a potem ona mi. Swoim sposobem starałam się ich zrobić kilka, żeby potem mogła na spokojnie wybrać jakieś jedno - takie nadające się na 'wrzucenie na facebooka' :) i strzelam te fotki, aż ona krzyczy w moją stronę;

-Stop.

Trochę się wystraszyłam, że coś źle robię. A ona zaczęła szperać w torebce, aż znalazła okulary przeciwsłoneczne (słońca nie było widać przez ciemne, prawie ołowiane chmury) i z triumfującym uśmiechem powiedziała zakładając okulary:

- Mam za mało makeupu. Teraz możesz robić. :)

Pomyślałam tylko, że już ją lubię :)

 

Kolejnego dnia już na spokojnie mogłam się przechadzać ulicami miasta. Już bez takiej zachłanności, oglądać te wszystkie miejsca. I skupiłam się bardziej na przyjemnościach kulinarnych. Nie od dziś się mówi, że kuchnia katalońska jest pyszna. Potwierdzam - jest!! Warto oprócz owoców morza, warzyw i grzybów, spróbować tamtejszych wędlin. Warto się delektować :) Oprócz strawy dla ciała zadbałam tez o duszę.:) Dotarłam też do Muzeum Picassa. Tu tez trzeba pamiętać o kolejkach po bilety. Jednak obcowanie ze sztuką warte jest tych wszystkich kolejek i niedogodności.

Moją podróż zakończyłam spacerem w Parku Guel, gdzie Gaudi stworzył bajkowe miejsce obok swojego "domku z piernika". Miejsce dobre na odpoczynek, trochę magiczne

.RSD 892iaRSD 915iaRSD 916aiRSD 905aRSD 919aRSD 992ia

 

Nie obejrzałam największego w Europie stadionu Camp Nou (czego żaden znajomy kibic nie może zrozumieć i nie może mi wybaczyć) :). Nie wjechałam kolejką na wzgórze Montjiuc. Nie obejrzałam wieczorem pokazów Fontanny Magicznej (Tańczącej Fontanny). Aż wstyd się do tego wszystkiego przyznać :) ale to może oznaczać tylko jedno - muszę tam jeszcze pojechać i oby nie tylko raz :)

Lista artykułów:

Lubisz mój Blog? Posłuchaj:

muchos_cojones.png

Copyright Romul.pl 2015. All Rights Reserved.