Jachtem po Chorwacji
Chorwacja zawsze mnie rozbraja tuż po przekroczeniu granicy, albo na lotnisku napisem na powitanie. Słowo "dobrodoszli" (witamy) mnie rozczula i od razu czuję się mile widziana :) To jest zawsze pierwsze odczucie, które mnie za każdym razem przekonuje, że warto tu być :)
Jak ktoś tak ładnie wita przyjezdnych to chyba jasne, że gość od początku czuje się tu dobrze.
Szukając w googlach informacji o Chorwacji - wyświetla się mnóstwo stron opisujących atrakcje, i to że to jedno z ulubionych miejsc wakacyjnych Polaków, i że to kraj pełen atrakcji turystycznych, kulinarnych czy przyrodniczych. Nie da się ukryć, że wszystko to prawda. :)
Do Chorwacji można się wybrać samochodem - to najczęściej Polacy robią. Można pojechać autokarem - sporo jest takich możliwości. Coraz więcej jest też ofert lotniczych. To bardzo ułatwia i skraca podróż :)
Po burzliwym i dramatycznym podziale Jugosławii - Chorwaci maja niezwykle urokliwy i atrakcyjny teren wybrzeża Adriatyku. Przepiękne parki narodowe i krajobrazowe, malowniczo położone miasta, ogromną ilość zabytków, wspaniałe wyspy i zachwycającą przyrodę oraz ciepłe turkusowe morze. Tego wszystkiego dopełnia dobra kuchnia i otwartość mieszkańców. Żeby nie było, że nie jestem obiektywna to i wymienię też wady. Jedną z nich są ceny. Chorwacja jest coraz droższa niestety :(
Z pierwszej wizyty w Chorwacji tuż po wojnie domowej na tych terenach pamiętam, że ceny były takie jak w Polsce, a miejscami nawet niższe. Po paru latach już było widać różnicę na niekorzyść naszej kieszeni. Niestety potem było jeszcze drożej.. A szkoda.
Niektórzy mówią, że wadą Chorwacji jest to, że jest "zbyt ładna", zbyt uporządkowana i zbyt czysta.
Jest też inna wada (która wcale nie musi być dla niektórych wadą) plaże i dno morza są często kamieniste i bez obuwia trudno korzystać z tej atrakcji. A szczególnie radzę uważać na jeżowce.Bliskie spotkanie z jeżowcem potrafi zostawić bolesne wspomnienia
Nurkowanie jest również jedna z atrakcji, której tu można się oddać. Nawet nie musi to być prawdziwe nurkowanie z pełnym akwalungiem. Dla kompletnych amatorów nurkowanie ze zwykła maska już daje wiele przyjemności.
Nurkowanie w październikowym Adriatyku jest jak widać możliwe :)
Oprócz kamienistego dna, które można obserwować nurkując z maską przy brzegach Adriatyku, można też oglądać ryby i inne żyjące organizmy morskie. Np. strzykwy - prymitywne organizmy leżące na dnie morza można spotkać w morzu na półwyspie Istria. W gronie znajomych nazywaliśmy je pływającymi kupami (uderzające podobieństwo w wyglądzie zdecydowało o tej nazwie) :)
Chciałabym jednak opisać jak wiele przyjemności daje forma spędzania czasu w Chorwacji - na jachcie. Oczywista zaletą jest już samo żeglowanie :) Kto choć raz próbował żeglować - a choroba morska go nie dopadła, wie jak dobrze jest poczuć słony wiatr w żaglach. Poczuć na skórze krople morskiej wody. Oprócz tego promienie słońca, które pieszczą skórę podczas pływania po morzu. Czego chcieć więcej? Można chcieć więcej :) można chcieć żeglować i zwiedzać jednocześnie podczas swoich wakacji. Można codziennie być w innym miejscu, a 'hotel" mieć wciąż ze sobą :) to jest własnie trochę tak, że jacht jest jakby pokojem hotelowym, który ma tę możliwość, że codziennie może być w innym rejonie kraju, czy na innej wyspie. Może cumować przy innej zatoce, czy plaży. Codziennie gdzie indziej, a nie trzeba zmieniać hotelowego pokoju i nie trzeba codziennie pakować walizki i się wymeldowywać.
Wiele różnych form podróżowania można połączyć pływając jachtem. I to jest chyba w tym wszystkim najprzyjemniejsze. Ja lubię pływanie jachtem, ale nie jestem wielce wytrawnym żeglarzem. Jestem raczej taką kura domową, która podczas rejsu woli zająć się pracami kambuzowymi (gotowaniem, czasem sprzątaniem, czy donoszeniem piwa kolegom), niż ciągnięciem za sznurki :) Ale też ja lubię zwiedzać, a wielu żeglarzy woli nie schodzić na ląd (bo tam już tak przyjemnie nie kiwa). Dlatego też każde dopłynięcie do portu, zatoki, czy jakiejś wyspy jest okazją dla mnie, żeby podpatrzeć życie w tym miejscu. Obejrzeć zabytki, czy przejść się po uliczkach danej miejscowości. Ewentualnie jest okazją do lenistwa i nic nie robienia :) Za to dla żeglarzy każdy port jest okazją żeby uzupełnić zapasy wody pitnej w zbiornikach, czy naładowania akumulatorów. Czasem zrobienia zakupów.
Świt przed wypłynięciem z portu macierzystego
Jacht gotowy do wypłynięcia w morze
A zwiedzać w Chorwacji jest co..... i nie wystarczą na to 2 tygodnie urlopu. I nie wystarczy jeden wyjazd, żeby odwiedzić wszystkie piękne miejsca tego kraju.
Misiaczek - najmłodszy żeglarz na naszym jachcie :)
Okazuje się, że żeglowanie z maleńkim dzieckiem jest jak najbardziej możliwe i dostępne. Moi znajomi na mój pierwszy rejs wybrali się z siedmiomiesięcznym synkiem. Ja z paroletnią córką. Synek zwany przez nich Misiaczkiem znosił wszelkie niedogodności nadwyraz dobrze. Moja córka miewała okresu marudzenia i potwornej nudy (gdzie dość często pojawiało się pytanie - kiedy dopłyniemy, co tam będziemy robić, albo kiedy wrócimy do domu). Za każdym razem jednka gdy siadała ze ster, buzia jej emanowała szczęściem :) osobliwie kiedy mogła przy włączonym silniku kręcić kółka po morzu :) i dopóki nam nie zaczynało się robić niedobrze od tych kółek :)
Ulubione zajęcie - kręcenie kółek po morzu :)
Jacht odbieraliśmy niedaleko Splitu. Po wcześniejszej wizycie w samym Splicie i zwiedzaniu Pałacu Dioklecjana w centrum miasta.
Pomnik Grzegorza z Ninu, obrońcy języka i pisma słowiańskiego, pomnik znajduje się w parku niedaleko Pałacu Dioklecjana
Stopa Grzegorza
I jak tu się oprzeć pokusie, żeby nie pomasować dużego palucha :)
Uliczki Splitu
Pierwszego dnia dopłynęliśmy na wyspę Hvar. Było już po zachodzie, ale jeszcze odrobinę widno. W Hvarze odbywały się obchody święta - św. Nikolau. Z wody można było oglądać występy muzyczne na scenie, pięknie prezentującej się z morza. Potem były pokazy fajerwerków. Wszystko obserwowaliśmy z pokładu naszego jachtu. Obrazy i muzyka z każda chwile stawały się coraz bardziej magiczne, coraz bardziej chwytały za serce. Z każdą chwilą miękło mi serce, a dusza się roztkliwiała. Jedyne co mi przychodziło do głowy, to że z takim miejscem i z taką romantyczną oprawą świątecznego dnia niewiele może konkurować. Z tą myślą zasypiałam nie wiedząc, że więcej jeszcze przyjemności czeka mnie o poranku.
Hvar - widok z mariny na miasto
Rano obudziły mnie rytmiczne dźwięki. Męska wojskowa orkiestra dęta w białych, odświętnych mundurach przechodziła brukowanym nabrzeżem. Muzycy byli z wielkim zainteresowaniem obserwowani przez turystki i miejscowe dziewczyny :) Orkiestra prezentowała się pięknie na promenadzie nadmorskiej. Grali zachęcając i nawołując mieszkańców Hvaru, jak i gości do procesji, która miała się niebawem odbyć. Stałam w kokpicie i oglądałam jak urzeczona ten obrazek. Całe to zjawisko przykuwało mój wzrok, nie pozwalało się ruszyć. Obraz magnetyczny niczym z filmów Kustoricy. Orkiestra przeszła całą promenadę nadmorską Hvaru i dopiero wtedy byłam w stanie się ruszyć i obudzić resztę towarzystwa, którzy mieli potem do mnie pretensje (słuszne zresztą!!), że nie zrobiłam żadnego zdjęcia orkiestrze. Na moje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że to było zupełnie niezależne ode mnie.. Mogłam tylko stać, patrzeć i zachwycać się taką magiczną chwilą. Od tego momentu Hvar jawi się w moich wspomnieniach jako jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie.
Promenada nadmorska w Hvarze
Urocza uliczka Hvaru i uroczy portret rodzinny :)
Wydaje mi się, że to wystarczające ostrzeżenie, żeby nie wchodzić bez zaproszenia :)
Kiedy już wszyscy się zebrali i wyszliśmy na brzeg to akurat trafiliśmy na procesję w intencji Św. Nikolau. Barwny korowód duchownych i wiernych przechodził uliczkami miasta. W blaskach słońca niesiono relikwie świętego, a ludzie oddawali mu cześć..
Procesja z okazji święta Św. Nikolau
Relikwie św. Nikolau
Będąc w Hvarze OBOWIĄZKIEM jest wejście na górę i zwiedzanie twierdzy Fortica. Z góry rozpościera się widok na zatokę, miasto i pobliskie Wyspy Piekielne. Zapierające dech w piersiach zjawisko.
Widok na miasto i zatokę Hvaru
Widoki z drogi do twierdzy
Twierdza zdobyta :)
Bezpieczeństwo miasta może być zagrożone jeżeli odpalimy armatę :)
Prawie cała załoga jachtu (kapitan robi zdjęcie)
Z Hvaru blisko już do Wyspy Korculi. Na morzu napotkała nas Bora i nieźle kiwało. Chłopaki - żeglarze - założyli na siebie nawet szelki bezpieczeństwa. Dziewczynki i dzieci ukryte były pod pokładem :) Pamiętam scenę kiedy mama wyszła z małym synkiem na ręku na pokład na chwile i mówi do kolegów, przekrzykując prawie wiatr:
- Chłopcy, a nie moglibyście płynąć równiej i spokojniej, bo Misiaczek się już denerwuje.
Kapitana trochę zatkało.
Na co tata Misiaczka, zachowując zupełnie zimną krew (mimo, że w oczach miał obraz jak podczas mocniejszego powiewu wiatru i poważniejszego przechyłu jachtu jego syn wysuwa się z rąk mamy i ląduje w zimnej morskiej wodzie, a nie miał na sobie kamizelki ratunkowej) powiedział najspokojniejszym głosem na jaki go było stać:
- Kochanie robimy co możemy. Idź proszę do naszej kajuty i pobaw się z małym. Niedługo dopłyniemy i będzie już spokojnie w porcie.
:)
Bora się zbliża....
Szelki bezpieczeństwa już założone
Widok na Korcule z morza
Ja z córką leżałyśmy pod pokładem i tylko czasem przy przechyle było widać jak morze chce nam wpłynąć do kajuty przez okno. A kolor morza był niezwykle srebrno - granatowy. Dopłynęliśmy szczęśliwie do portu w Korculi i tam ze względu na pogodę zostaliśmy dwa dni. Korcula to miasto gdzie urodził się Marko Polo. I to jest wielka duma mieszkańców.
Oprócz statku i hotelu o nazwie Marko Polo, jest wiele butików, sklepów o tej samej nazwie w mieście
Tu trzeba niezwykle uważać na napadające na chodnikach ogromne donice, które tylko czyhają na przechodniów :) i ranią nogi. Oraz na straganiarki, które zachwalają owoce jako pierwszej "rolniczej" jakości. Potem w supermarkecie okazuje się, że te same owoce, równie pierwszej jakości można kupić prawie połowę taniej :)
Ryneczek warzywno - owocowy w Korculi
Piękny widok z portu na miasto na tle granatowego nieba
Mniej więcej w połowie rejsu osiągnęliśmy Dubrownik.
W Dubrowniku przyszedł czas na porządki. Załoga myje jacht, a kapitan..... robi zdjęcie :)
Mury miejskie w Dubrowniku
Widoki z murów miejskich
Napis na murze - gdyby komuś na murach nie chciało się schodzić 'za potrzebą' w dół 50 m - można zostać wystrzelonym z armaty dla skrócenia drogi:)))
Można też spróbować odizolować się od reszty :)
Słońce, zabytki, położenie nad Adriatykiem, atmosfera gorąca turystyczna. Oglądanie starówki dubrownickiej (Stari Grad) można zacząć od zwiedzania murów miejskich - najpopularniejszej formie zwiedzania zachowanych w całości murów systemu umocnień obronnych. W obrębie murów znajdują się niemal wszystkie zabytki miasta. Średniowieczny zespół miejski, w skład którego wchodzą pałace, kościoły, klasztory, odwach, katedra, kolumna Rolanda, Mała i Wielka studnia Onofria oraz najstarsza apteka w Europie.
Wielka Studnia Onofria
Dachy Dubrownika
Ogród w ruinach
Wszystkie te budynki zbudowane są w całości z kamienia. Dobrze jest przejść się brukowanymi uliczkami.
Sama też nie oparłam się pokusie przejścia boso po gładkich rozgrzanym słońcem kamiennym deptaku, prowadzącym do katedry i usiadłam na stopniach Wielkiej Studni. Spacer kilkukilometrowymi murami miasta trwał ponad 2 godziny - chętnie w cieniu studni oddałam się chwili odpoczynku.
Najpierw nieśmiałość, a potem przyjaźń :)
W drodze powrotnej zajrzeliśmy jeszcze raz na Korcule, ale odwiedziliśmy miasto Vela Luka. Oprócz tego wiele miejscowości i porcików, a także zatoczki, w których można było mimo połowy października kąpać się w morzu.
Często spotykaliśmy Modliszki... Jak sobie pomyślę, co damskie osobniki robią z męskimi zaraz po kopulacji.. to aż ciarki po plecach przechodzą...
Bardzo lubię to zdjęcie..
Ciekawe czy Dragan, który wyrył w kamieniu imię ukochanej Milany jeszcze o niej pamięta....
A w ostatnim dniu dopłynęliśmy do Trogiru. Miasto niedaleko od Splitu i mniejsze od niego, ale jakże urokliwe i tłumnie odwiedzane przez turystów. Cumując w porcie z zazdrością spoglądałam na budynek szkoły podstawowej, który położony był tuż obok portu przy nabrzeżu. Zastanawiałam się czy tak niesamowite położenie jest przez dzieci i nauczycieli zauważane, czy to taka normalność, że wcale nie jest czymś nadzwyczajnym. Powałęsanie się po uliczkach miasta przyjemnie było zakończyć kolacją, (taką na pożegnanie całego rejsu) wśród kamiennych uliczek i urokliwych restauracji.
Baszta i mury obronne przy porcie w Trogirze
Uliczki Trogiru
Mierzenie szerokości - a raczej wąskości uliczek w Trogirze :)
Zacumowaliśmy nasz jacht tuż obok ogromnego dwumasztowego ketcha. Piękny granatowo - biały jacht pełnomorski prezentował się wspaniale w słońcu chorwackim. Oglądaliśmy go z zachwytem. Początkowo myślałam, że to jakaś "szkoła pod żaglami". Burty czyścili chłopcy z małych pontonów. Ubrani byli w jednakowe białe koszulki polo i granatowe spodenki w kolorach jachtu. Pucowali jacht tak dokładnie, że aż się błyszczał w słońcu, a fale morskie odbijały się w błyszczących burtach. Odbijacze jachtu były z białej skóry, dodatkowo chronione pokrowcami z grubego płótna w kolorze burt. Jacht wyposażony był w nowoczesne systemy nawigacyjne. Cała jednakowo ubrana załoga uwijała się jak w ukropie. To wszystko bardzo wyraźnie pachniało luksusem. Patrzyliśmy na to z podziwem.
Jacht Galaxia pływający pod banderą Wyspy Man z milionerem na pokładzie :)
Rankiem widać było jeszcze większy ruch na ketchu, co wyraźnie dawało do zrozumienia, że szykują się do wypłynięcia. Coraz więcej gapiów zbierało się na nabrzeżu. Silniki zaczęły pracować, a na mostku kapitańskim pojawił się rosły mężczyzna, który wyraźnie dawał polecenia załodze. Kiedy cumy zostały zrzucone na pokład z kabin pod pokładem wyszedł dobrze ubrany mężczyzna i stanął na dziobie. Mimo pozornie - niepozornego wyglądu, roztaczał wokół siebie atmosferę pewności i władczości. Czuło się, że spory tłumek zebrany na brzegu podczas odpływania tego luksusowego jachtu jakby wstrzymywał oddech. Jacht prezentował się dostojnie, a właściciel spoglądał na prześliczny Trogir, aż w końcu wyciągnął rękę i pomachał wszystkim na pożegnanie.
Kolega M. spoglądał tęsknym wzrokiem na odpływający luksusowy ketch, potem zerknął na zegarek i powiedział:
- To musi być pora milionerów - musimy też odpływać!
:)