Pokaż mi swój samochód, a powiem Ci kim jesteś
Samochody to takie małe królestwa dla ich właścicieli. Czasem nadaje się im imiona, a czasem ozdabia w szczególny sposób. Jeden z moich samochodów miał na imię - Szybki Lopez. :) Wędrując po swoim mieście, a czasem też będąc w podróży spotykam samochody, które właściciele chcieli wyróżnić. Najczęściej są to naklejki. Czasem mówią coś o swoim posiadaczu, o jego zawodzie czy pasji. Ja kilka z tych naklejek mogłabym z czystym sumieniem na swój samochód nakleić. Niektóre z tych 'babskich' - wypisz wymaluj opisują mnie :) Np ta mogłaby być moja:
Bardzo często śpiewam za kierownicą.. A że często robię to całym ciałem - to nieraz to wzbudza uśmiech na twarzach kierowców stojących obok na światłach.
Jako, że w samochodzie czuję w swoim zamkniętym świecie to śpiewanie (mimo niezbyt dużego talentu wokalnego) wydaje mi się rzeczą normalną. A że śpiewam głośno i 'wyraziście' to tylko kiedy okna są zamknięte, nie narażam w ten sposób innych niczemu niewinnych uczestników drogi na kontakt z moimi 'interpretacjami' piosenek :)
Samochód jest czymś niesamowitym. To blaszane jeżdżące pudełeczko stało się dobrem, którego nabywcą chciałby się stać prawie każdy na świecie. Ceny niektórych z tych pudełeczek przyprawiają o zawrót głowy. Moja młodsza córka kiedyś jadąc ze mną skomentowała niebezpieczny wyczyn kierowcy, który zajechał nam drogę:
- Mamo czemu mu pozwalasz nas w taki sposób wyprzedzać.
Ja na to tylko z westchnieniem odpowiedziałam:
- Kochanie za ten samochód ten pan zapłacił tyle co za apartament w centrum Warszawy.
Od razu zrozumiała, że taki kierowca z góry traktuje takie samochodziki jak nasz :)
Auto jest czasem wymarzonym cackiem, które staje się ważniejsze od wszystkiego i wszystkich. Nieraz niespełnionym marzeniem. Często przydatny jest w czasie podróży. W wielu przypadkach to narzędzie pracy, a innym razem kolejna zabawka dla posiadacza kilku innych egzemplarzy. Kiedy indziej ma pasować do sukienki, torebki albo płaszczyka właścicielki :)
Miłość do samochodu wypisana na karoserii
Zadziwiająco dużo spotykam naklejek chłopców, którzy uwielbiają wędkować (może te naklejki są dodawane w sklepach wędkarskich do zakupowanych przynęt? :)
Z rybami na samochodach są też mocno związane poglądy religijne. Znak ryby jest niezwykle popularny wśród kierowców. Występują w różnych kolorach i wzorach. Każdy może wybrać opcję najbardziej pasującą do jego auta:
Słodkie te stópki :)
Zdarzają się też pogromcy katolickich rybek :)
Mój ma już kilkanaście lat... przejechał już grube tysiące kilometrów. Był narzędziem pracy, dużo i ciężko pracował. Oprócz pracy wyjeżdżał też na różne wycieczki i wakacje. Teraz wprawdzie nie jest jeszcze na emeryturze i nadal pozwala zarabiać, ale już nie jest tak intensywnie wykorzystywany jak kiedyś. Po kilku poważniejszych naprawach i po kilku mniejszych nadal jeździ i jest przydatny. Wydaje mi się, że ma już gwarantowane dożywocie u mnie :) Tyle dzięki niemu przeżyłam i zobaczyłam, że jest mi bliski.
Wprawdzie zimą ciężko otworzyć drzwi od strony kierowcy i najczęściej muszę wsiadać od strony pasażera. Choć przy większym mrozie nawet te od strony pasażera nie dają się za żadne skarby otworzyć i jedynymi drzwiami zdatnymi do użytku są tylko tylne (nie odkryłam dotąd dlaczego akurat te nie zamarzają). Wtedy niezłe widoki mają sąsiedzi na moim osiedlu. Kiedy wsiadam do samochodu tylnymi drzwiami i potem niezdarnie przeciskam się na siedzenie kierowcy, a że nie należę do osób malutkich to przeciskanie się jest nie lada wyzwaniem :) Pamiętam jedną z zim, kiedy podeszłam do zaparkowanego samochodu, którego szyby były totalnie zamarznięte i żeby w ogóle cokolwiek zobaczyć przez nie, należało je najpierw oskrobać (kto tego nie zna?) :) Zabrałam się do pracy. Jako, że warstwa lodu była gruba to szło mi to powoli i żmudnie. W końcu udało się odskrobać większość szyb i odśnieżyć dach i maskę samochodu. Zajęło mi to 'parę' minut. Wsiąść nie dało się lewymi drzwiami więc sprawdziłam, które z dostępnych będą mi dziś łaskawe. Lewe tylne okazały się miłosierne. Otworzyłam. Wsiadłam. Zaczęłam się gramolić z tylnych siedzeń na przednie kierowcy. Parę razy głową omal nie wybiłam dziury w dachu, ale że to była codzienność w zimowej aurze to nie robiłam sobie nic z tego, bo i tak trzeba było jakoś się dostać do przodu i usiąść za kierownicą. Wypinałam się na prawo i lewo, a ubranie do tego wąskiej, krótkiej spódniczki też nie było pomocne. Nie śmiałam nawet oglądać się, czy jakiś sąsiad nie walczy z odmrażaniem w pobliżu swojego samochodu, bo nieźle by się ubawił obserwując jak się tarabanię w środku samochodu. Starałam się tylko nie robić skandalu widokami moich wypiętych pośladków, czy uniesionej w górę spódniczki i jak najszybciej przedostać się do przodu. Odrobinę mnie dziwiło, że kiedy ocieram się głową o sufit wydaje on dziwne dźwięki, ale nie straszne mi pomruki auta, skoro trzeba i tak uruchomić pojazd i wyjechać na drogę jak najszybciej. Udało się w końcu. Nawet silnik dał się uruchomić 'tylko' po kilkunastu próbach. Wyjechałam w końcu z osiedla i ruszyłam w kierunku centrum. Stojąc na światłach swoim zwyczajem chciałam sprawdzić, czy mój makijaż nie rozpłynął się i spojrzałam w lusterko. O ile makijaż jeszcze jakoś trzymał się twarzy, o tyle spojrzenie na moje włosy odebrało mi mowę.. Na głowie miałam sople... Po umyciu włosów ich nie suszę, a tego dnia spieszyłam się bardzo. Czas od umycia włosów do wyjścia z domu był bardzo krótki. Zatem były one mokre kiedy podeszłam do auta. A odśnieżając samochód i oskrobując szyby z lodu czasu upłynęło sporo, to mróz na włosach urządził sobie ucztę :) Dlatego tak skrzypiało kiedy włosami ocierałam się o sufit samochodu :) dotknęłam z niedowierzaniem ręką włosów... były sztywne i rzeczywiście w soplach. Potem już przez cała drogę do miasta nie dotknęłam ich ani razu, ze strachu, że mi się połamią. :) Był korek i jazda do centrum sporo czasu mi zajęła. Samochód się zdążył rozgrzać i włosy miały szansę odmarznąć w tym czasie. Na spotkaniu z klientem starałam się nie zwracać szczególnej uwagi na jego zdziwiony wzrok, kiedy zobaczył mnie stojąca w jego drzwiach z mokrymi włosami, na których gdzieniegdzie jeszcze błyszczały kryształki lodu :)
Szermierz z zamiłowania
To pewnie fanatyk fajki :) Z tym zdjęciem wiąże się zabawna sytuacja, spacerując ulicami miasta robiłam zdjęcia samochodom z naklejkami. Najbardziej byli zdziwieni policjanci stojący niedaleko jednego z samochodów, ale oprócz tego ten samochód akurat zatrzymał na światłach i zauważyłam ciekawą naklejkę i chciałam zrobić zdjęcie. Dobiegłam dość szybkim krokiem do niego i strzeliłam fotkę schodząc z chodnika na jezdnię. Potem poszłam dalej. Mijały mnie później inne samochody, a ich kierowcy przyglądali mi się przerażonym wzrokiem. Żaden z nich nie śmiał popełnić żadnego wykroczenia ze strachu, że zrobię mu zdjęcie, a potem doniosę do odpowiednich służb :)
Fan żużla
Właściciel to pan, który lubi polować, czy może.....?
Sporo w moich okolicach mieszka strażaków - mogę spać spokojnie
Pojazd to może już staruszek, ale tygrys pod maska wciąż drzemie.
Ja też bym chciała spróbować skoków ze spadochronem.
Reklama na samochodach to też częsty widok
Tekturowe cacko zwane mydelniczką :)
Z dziewczynami za kierownicą jest mnóstwo dowcipów, a kierowcy mężczyźni nie mają zbyt dobrego zdania o damskich uczestniczkach ruchu drogowego. Pewnie w wielu przypadkach jest w tym trochę racji. Choć ja ze względu na ilość przejechanych kilometrów i mnóstwach wydarzeń na drodze, mogłabym parę opowieści wysnuć o kiepskich (żałosnych) kierowcach mężczyznach. Jednak nie o to chodzi, żeby zaognić sytuację na drogach. A były czasy, że za kierownicą wychodził ze mnie męski pierwiastek! :) Wtedy nie lubiłam dawać się wyprzedzać mężczyźnie, albo lubiłam udowadniać, że to ja lepiej umiem prowadzić. Choć te czasy w sumie minęły i jeżdżę teraz nie tylko ekonomicznie, ale też zdecydowanie spokojniej, to czasem nie mogę się oprzeć i uwielbiam tak mocno wcisnąć 'gaz do dechy' i poczuć jak samochód się unosi nad drogą.... eh... no to strasznie przyjemne :)
Współczesne wiedźmy zmieniły środek transportu z miotły na samochód? :)
Właścicielka tego pojazdu może być spokojna - chłopak/mąż/ojciec/syn nie będzie już pożyczał od niej samochodu :)
Na zdjęcie tego samochodu urządzałam czaty na pobliskim parkingu przez tydzień.
Która z Was dziewczynki nie kończyła w pospiechu makijażu w samochodzie jadąc rano do pracy??? :)
Moja przyjaciółka miała kiedyś świetny samochód. Choć też niedomagał mu co jakiś czas zamek do drzwi... Aż któregoś dnia tak się uparł, że nic nie pomagało. Jedynym zamkiem, który się zlitował nad kluczykiem był zamek bagażnika. Nie było wyjścia i przez jakiś czas korzystała z tych drzwi. Samochód był typu sedan. To bardzo było pomocne we wsiadaniu do samochodu przez bagażnik. :) Jest osobą niezwykle sprawną i zwinną do tego niewielkich gabarytów zatem nie sprawiało jej to wielkiego problemu. Do czasu planowanej wizyty w serwisie radziła sobie w ten sposób wyśmienicie. Jednak pewnego dnia zaparkowała swoje autko w miejscu niedozwolonym, bo spieszyła się bardzo i miała tylko na chwilkę go zostawić w tym miejscu. Wracając do samochodu już z oddali spostrzegła stojących przy samochodzie dwóch policjantów. Jak ma z zwyczaju uśmiechała się do nich słodko gdy podeszła do pojazdu i przywitała się niezwykle miło. Oczywiście pouczyli ją o złym parkowaniu i przestrzegali przed ponownym korzystaniu z tego miejsca. Ona słodko przepraszała i obiecywała, że to się nigdy nie powtórzy i dziękowała za pouczenie. Jednak oni zrobili to czego obawiała się najbardziej. Jeden z policjantów poprosił:
- Poproszę o dowód rejestracyjny pojazdu.
Ona zamarła. Dokumenty były w torebce w środku samochodu. Jeszcze miała nadzieje, że uda się jakimś cudem otworzyć drzwi w aucie. Ono jednak mimo modłów odmówiło współpracy i zamek do drzwi ani drgnął. Nie było wyjścia.
- Panowie, proszę poczekać chwileczkę - powiedziała przymilnie.
Podeszła do samochodu od tyłu i otworzyła bagażnik. To jeszcze nie było jakoś szczególnie dziwne. Choć policjanci obserwowali jej działania. Kiedy zobaczyli jak się wczołguje do samochodu przez bagażnik, potem wypinając swoje wdzięki i sprawnie przedostaje się do przodu i siada na miejscu kierowcy, a w końcu otwiera okno i podaje im wyjęte z torebki dokumenty, ich miny były bezcenne. Długo żaden z nich nie mógł wydobyć słowa z ust. Ona tylko najsłodziej jak umiała uśmiechała się do nich, jakby nic dziwnego się nie działo. W końcu jeden z nich odzyskał mowę:
- Co to było? Dlaczego się pani wczołguje do samochodu przez bagażnik?
- A to nic. Zamek w drzwiach się zaciął.
- Aha....
Po chwili oddali jej dokumenty i nadal w szoku pozwolili jej odjechać. Ona czym prędzej się oddaliła. Mając nadzieję, że żaden z nich nie odzyska 'przytomności' i nie zatrzyma jej ponownie i np nie odbierze dowodu rejestracyjnego, który by odzyskała dopiero po naprawie drzwi i przeglądzie technicznym :)
Czasem kierowcy chcą poinformować innych uczestników drogi o swoich poglądach, lub ważnych zdarzeniach z ich życia:
Lepiej się nie zbliżać, dość radykalne podejście do ludzi :)
Szczerość jest w cenie :)
Patriota
Zdecydowany brak patriotyzmu - nie lubi wspierania swoimi mandatami budżetu państwa :)
No jakże mi przykro, stary ;)
Dumni rodzice
Respekt!! :)
Na darmowy przejazd nie ma co liczyć :)
W Poznaniu się mówi:
- Chcesz w wakacje spotkać sąsiada - jedź do Mielna on tam na pewno jest :)