Żydzi ortodoksyjni w Jerozolimie

Myśl, prawie jak u dziecka mnie uderzyła zaraz po wjeździe do Jerozolimy wieczorem: oni tu nawet do sklepu chodzą tak ubrani....... W duchu śmiałam się z siebie, ale nie miałam się odwagi przyznać do tej myśli nikomu :)
Mnóstwo ortodoksyjnych Żydów chodzących po ulicy. Nareszcie, czekałam na to właśnie! Wiedziałam, że od rana kolejnego dnia czeka mnie ekscytacja i już się cieszyłam na to. Zmęczenie podróżą z Petry w Jordanii dawało się we znaki. Mimo to trudno mi było zasnąć, gdy w głowie kłębiło się pełno myśli jakie przeżycia mnie czekają jutro.

"Czy jesteś świadomy"... Przeczytaj zanim zaczniesz zwiedzać
Pierwszy wybór padł na dzielnicę zachodnia - Mea Sherim - czyli dzielnicę Żydów ortodoksyjnych. Właśnie po to, żeby przyjrzeć się codziennemu życiu w tej egzotycznej części miasta. Chcę być zaskakiwana i zadziwiona. Chcę zrobić mnóstwo zdjęć. Chcę zasmakować atmosfery. Przy zbliżaniu się do tej dzielnicy szybko dają się zauważyć plakaty 'uświadamiające'. Prośby, żeby uszanować ich kulturę, religię i tradycję. Należy pamiętać o skromnym ubraniu i stosownym zachowaniu. A także aby nie chodzić grupami i nie robić im zdjęć. I co ja mam zrobić? Jako to nie robić zdjęć? Najpierw mam straszny żal, potem kombinuje jak z ukrycia choć parę ujęć zrobić. Kiedy wyjmuje aparat i otwarcie zaczynam fotografować, zasłaniają twarze lub się odwracają. Oczywiście, że czuje się urażona na początku i wpadam w czarną rozpacz. Jednak po jakimś czasie doskonale to rozumiem i staram się 'nie wchodzić z butami' w ich życie. Przecież też nie chciałabym być traktowana jak ciekawostka turystyczna. To ich życie - codzienne, religijne, ubogie i z zasadami. Z zasadami, których się trzymają od wieków. Dzięki temu przywiązaniu do tradycji i przede wszystkim do religii, przetrwali wiele krzywd i tragedii. A ja dzięki temu mogę dziś oglądać z boku to życie i poznawać je, a nawet podziwiać. Myślę, że zostałam oczarowana. Zafascynowała mnie ta kultura. Pociąga mnie ich odmienność. Tak różna od życia, które znam na co dzień. Pozostawałam pod ogromnym wrażeniem. Chciałam być blisko. Poznawać zapachy i smaki tej kultury. Powiem szczerze, że chciałam się po prostu gapić :) Fascynacja nie opuszczała mnie przez cały czas pobytu. Unosił mnie entuzjazm, mimo zmęczenia wielogodzinnym zwiedzaniem Jerozolimy.




Jedno z zacisznych podwórek z toczącym się powoli życiem. Pranie się suszy, dzieci się bawią bezpiecznie. Panuje ujmujący spokój. W powietrzu unosił się zapach suszącego się w słońcu prania.

Tak liczne rodziny to widok zupełnie normalny
Przyciągała mnie ta zamknięta na pozór dzielnica. Gdzie życie ma swój rytm podporządkowany religijnym przykazaniom. Gdzie religia wyznacza drogę przez życie. Może komuś z nich to przeszkadzać, ktoś może się buntować i szukać wolności. Jednak obserwując życie Żydów ortodoksyjnych zauważyłam u nich pokorę i spokój. Urzekło mnie to.
W Mea Schearim warto się zanurzyć w gwar ulicy. Warto nasycić oczy widokiem ludzi. Kobiet w perukach, mężczyzn w chałatach, surdutach, kapeluszach i futrzanych czapach. Widok pejsów zadbanych i poskręcanych u dorosłych mężczyzn jak i u małych chłopców jest dość rozczulający. Po babsku zastanawiałam się czy muszą spać w papilotach, czy używają lokówek, żeby skręt był aż tak dokładny. Pamiętać warto o własnym skromnym ubraniu i nieostentacyjnym wyjmowaniu aparatu fotograficznego. I wtedy na spokojnie jest możliwe zrobienie ciekawych ujęć. By potem wspominając Jerozolimę móc nacieszyć oczy również zdjęciami. Oglądając dziś te fotografie słyszę jakby dźwięk języka hebrajskiego i jidish, który otaczał nas na ulicach. Przyjemnie było być otoczonym zapachami, smakami i dźwiękami z ulic jerozolimskiej dzielnicy ortodoksyjnej. Tu panuje taka naturalna, niewymuszona atmosfera. Po pewnym czasie przyglądania się i 'śledzenia' może przyjść do głowy myśl - kto tu jest bardziej normalny - Europejczycy ze swoja wolnością i rozpasaniem, czy może właśnie żyjący zgodnie z zasadami i religijnymi nakazami Żydzi. Kto jest bardziej wolny? Kto jest szczęśliwszy? Oczywiście to są pytania, na które nie sposób odpowiedzieć. Bo zadowolenie i poczucie szczęścia jest indywidualne. Co można mądrego powiedzieć o miejscu, w którym się jest dwa czy trzy dni i ogląda się je oczami pełnymi tylko zachwytu i emocji. Żadnej tu racjonalnej myśli ani prawdziwej 'naukowej' obserwacji nie dokonałam. Byłam osobą, która patrzyła na wszystko z boku nie nawiązując bliższych kontaktów. A że skłonna jestem raczej do idealizowania niż do krytykowania to i obiektywna jestem mało :)
Fascynujące ulice dzielnicy Mea Sherim:







Zakupy w czwartek przed szabatem


I ja tu byłam... :)






Sklep z zabawkami

Szabat zdumiał mnie wymarłymi ulicami w piątek po południu. W centrum nie jeździ komunikacja miejska. A i samochodów osobowych się nie widuje. Te pustki na ulicach wydawały mi się niepokojące. Zszokowała mnie mała ilość ludzi na ulicach. A ci którzy musieli się gdzieś przemieścić chodzili pieszo środkiem ulicy. Poruszając się dość szybkim krokiem. Ten szybki krok wydaje mi się jedną z charakterystycznych cech. Jako, że w szabat nie wolno podróżować, a ilość kroków, które można pokonać w ten dzień też jest ograniczona, oni pokonują niewielkie odległości jakby się wciąż spiesząc. Ilość dozwolonych kroków wynosi ok 2 tysięcy. Reglamentacja ilości kroków powoduje to, że w Jerozolimie jest ogromna liczba synagog (w 2000 roku było ich 1204), gdyż każdy z Żydów powinien móc dotrzeć do swojej świątyni nie łamiąc zasady limitu kroków.

Tętniąca zwykle życiem Jaffa Street - tu jakby wymarła w piątkowe popołudnie tuż przed szabatem
Szabat to największe święto. Ma być przedsmakiem ery mesjańskiej - to zapowiedź życia w raju, wiecznego święta i braku cierpienia. Czas odpoczynku i przyjemności. Mówi się o obowiązku radości w szabat. Radości soboty. Talmud zaleca osiągać ją przez takie przyjemności jak jedzenie, śpiewanie, zebrania towarzyskie, a zwłaszcza spędzanie czasu z rodziną i pożycie seksualne z małżonkiem. Tradycyjnie przed szabatem gospodyni zapala dwie świece - często wystawione w oknie. Zakazana jest praca zarobkowa, sprzątanie, rozniecanie ognia (i używanie elektryczności), a także podróżowanie na większe odległości. Jednak w wypadku zagrożenia życia ludzkiego, dla ratowania osoby w niebezpieczeństwie, każdą z tych reguł wolno, a nawet należy złamać. Co do zakazu używania elektryczności - nie jest restrykcyjnie przestrzegana ta zasada i w oknach domów często widać zapalone światła. Dzięki tym zapalonym światłom mogłam podglądać fascynujące sceny z posiedzeń rodzinnych. Gwaru rozmów, śpiewów i spotkań towarzyskich. Mężczyźni ubrani w stroje świąteczne. Nawet przy stole nie zdejmują swoich ogromnych świątecznych futrzanych czapek i kiwając się w charakterystyczny sposób śpiewają i modlą się. Zastawione jedzeniem stoły to główne miejsce w domu. Jako, że w szabat nie wolno gotować, posiłki przygotowywane są wcześniej i przechowywane w specjalnej części pieca zwanej szabaśnikiem, który je stale podgrzewa.
Wieczorem ok godziny 22 padła propozycja nie do odrzucenia - idziemy szukać miejsca, gdzie Żydzi witają szabat, gdzie gromadzą się mężczyźni. Modlą się i śpiewają witając sobotę, dzień święty. Wyszliśmy na opustoszałe ulice. Był wietrzny wieczór. Na ulicach raczej pusto. Oprócz poruszających się nielicznych osób zdążających do rodziny, czy przyjaciół na wieczorną kolację. Ich stroje odmienne od codziennych. Świąteczne chałaty w jasnych kolorach, białych, złotych lub kremowych są urzekające. A ogromne futrzane czapy niezwykłe. Od razu przypomniały mi się zamierzchłe czasy, gdzie i u mnie na wsi miało się niedzielne ubranie, które nie było zakładane w zwykły dzień jedynie na niedzielną mszę w kościele i niedzielny obiad.

Piątkowy wieczór - wymarła ulica, a po niej idąca środkiem para spiesząca się na szabat.
Przechadzając się po ulicach, szukaliśmy synagogi, gdzie słychać by było modlitwy nabożeństwa witającego szabat. Prawdopodobnie wyszliśmy za późno na te poszukiwania i nie udało się dotrzeć do żadnej synagogi, z której byłoby słychać głosy i śpiewy modlitewne. Mimo lekkiego rozczarowania rozglądaliśmy się wokół siebie w poszukiwaniu odświętnie ubranych nielicznych już grupek ludzi, którzy zdążali na kolacje szabatową. A z okien w niektórych mieszkaniach można było usłyszeć śpiewy rodzinne i gwar rozmów. Czuło się atmosferę świąteczną, radosną.
Żydzi nie są wylewnie serdeczni. Nie są szczególnie pogodnie usposobieni. Jakież było zatem nasze zdziwienie, gdy w tą piątkową noc podszedł do nas jeden ze spieszących się na szabatowy posiłek Żyd z pytaniem:
- Czy mogę wam w czymś pomóc?
Trochę skrępowani i zaskoczeni odpowiedzieliśmy grzecznie:
- My tylko tu spacerujemy i przyglądamy się.
Byliśmy lekko zawstydzeni i spłoszeni. Nie chcieliśmy popełnić jakiejś gafy, ani nikogo urazić tym naszym 'wścibstwem'. Bo czasem nie znając zwyczajów można niechcący obrazić kogoś swoim zachowaniem. Był dość potężnym mężczyzną o kręconych rudawych włosach i sympatycznej twarzy. Ubrany w futrzaną czapę i jasny surdut szeroko się uśmiechnął i powiedział:
- Mało znam angielski, ale może chcecie do nas zajść i zjeść kolację?
Myślę, że osłupienie w jakie nas wprowadził odrobinę go rozbawiło. Staliśmy zszokowani i grzecznie podziękowaliśmy. Choć w głowach kołatały nam się myśli i chęci: czy nie przyjąć zaproszenia...
- Może jednak się skusicie? Gdybyście zmienili zdanie to serdecznie zapraszam.
Kłaniając się bardzo serdecznie podziękowaliśmy tłumacząc się tym, że nie chcemy przeszkadzać. Życzyliśmy mu miłego wieczoru i pożegnaliśmy się uprzejmie.
Potem przechadzając się przez kilka minut w ciszy każde z nas analizowało sytuację. Aż w końcu zaczęliśmy się głośno zastanawiać czy dobrze zrobiliśmy, i że już nigdy taka okazja może nam się w życiu nie trafić. Następnie przyszły myśli, że może odmową właśnie mogliśmy go urazić. Pełni wątpliwości i odrobiny żalu, że nie skorzystaliśmy z takiego zaproszenia spacerowaliśmy jeszcze po tych opustoszałych ulicach. Długo się jeszcze zastanawialiśmy czy gdybyśmy się zdecydowali tak spontanicznie na wizytę u tego przyjaznego, nieznajomego Żyda to wiedzielibyśmy jak się zachować i np kiedy wyjść, żeby ani nie zasiedzieć się za długo, ani zbyt krótko oraz nie krępować domowników swoja obecnością. Trochę było nam smutno, bo chyba gdzieś tam pod skórą czuliśmy, że mogło to być niesamowite przeżycie. Po powrocie do hotelu zaczęłam szperać w internecie. Znalazłam notatkę, że i owszem warto skorzystać z takiego zaproszenia, i że to nie zdarza się często w stosunku do zupełnie obcych ludzi. Jednak dobrze jest znać w takim wypadku hebrajski lub być z kimś kto może być tłumaczem... Tym bardziej, kiedy domownicy np nie znają angielskiego. I mimo, że minęło już trochę czasu od tego zdarzenia kiedy o tym pomyślę czuje lekki żal do siebie. Często poddaję się emocjom i zachowuję w 'lekko' egzaltowany sposób, a w tym wypadku niestety chyba zbyt racjonalnie się zachowałam. Nie wiedzieć czemu akurat w tej sytuacji jakimś cudem głosy rozsądku się odezwały. I nie poddałam się wyraźnej chęci skorzystania z tego zaproszenia, żeby nie wykazać się brakiem ogłady czy znajomości zasad jakie obowiązują w ich życiu.
Szkoda...
Moim zdaniem spacer po Mea Shearim i Jerozolimie ortodoksyjnej jest największą atrakcją miasta.
W sobotę przed południem wybraliśmy się znowu do Dzielnicy Zachodniej. Wychodzący z synagogi Żydzi byli niezapomnianym spektaklem. Fascynujące przedstawienie jakim był pochód rozmodlonych i skupionych na rozmowach mężczyzn uświadomił mi, że to religia głównie męska. W odróżnieniu do kościoła katolickiego, w którym większość przychodzących do kościoła to kobiety. Mężczyźni przechadzający się po swoich uliczkach ubrani są odświętnie. Czasem gdzieś z boku przemknie też grupka kobiet, bardzo skromnie ubranych i dość cichych. Mężczyźni stanowią trzon i niekwestionowaną atrakcję sobotniego przedpołudnia w Jerozolimie.












Najświętszym miejscem Judaizmu w Jerozolimie jest Ściana Płaczu. To najważniejsze miejsce dla wszystkich Żydów na świecie. Zwana jest ona również Murem Zachodnim i to jest bardziej poprawna nazwa, bo jako jedyna pozostała do dziś po Świątyni Jerozolimskiej. Choć mnie osobiście bardziej się podoba jednak pierwsza nazwa. Brzmi piękniej. Nazwa wzięła się od opłakiwania zburzenia świątyni przez Rzymian. Tu Żydzi nie przychodzą płakać (choć pewnie niejednemu się to zdarza). Przychodzą się tu modlić i robią to w charakterystyczny sobie sposób - całym ciałem. Oddają się w skupieniu modlitwie. Mimo tłumnego odwiedzania tego miejsca przez turystów ze wszystkich stron świata potrafią się zapamiętywać w modlitwie i nie zwracać uwagi na tłumy. Wierni zgodnie z tradycja wkładają karteczki z prośbami do Boga pomiędzy kamienie. Ściana z karteczek jest oczyszczana przed świętem Jom Kippur. Palone są potem rytualnie na cmentarzu.
Ściana Płaczu jest podzielona na 48-metrową część dla mężczyzn i 12-metrową dla kobiet. Ponadto kobietom nie wolno na głos odmawiać modlitw, śpiewać, czytać Tory oraz zakładać rytualnego szalu modlitewnego. Czynności te mogą wykonywać tylko mężczyźni. Żydówkom, które złamią powyższe przepisy grozić może nawet areszt.

Ściana Płaczu

Wśród modlących się można dostrzec mężczyzn z telefonem. To dozwolony sposób łącznia się całą rodziną lub z kimś bliskim w modlitwie z Bogiem




W wydzielonej części dla kobiet

Uroczystość Bar Micwy - kobiety mogą uczestniczyć w tym świętowaniu tylko zza płotu. Chłopiec podczas tej uroczystości staje się dorosły wobec prawa
Pierwszego dnia po 13 urodzinach chłopców uznaje się za dorosłych (tj. zdolnych do przestrzegania przykazań Prawa Mojżeszowego). Od tego czasu są odpowiedzialni przed Bogiem za swe czyny. Mogą brać pełny udział w uroczystościach religijnych, odbywających się w synagodze.
Podczas uroczystości bar micwy chłopcy wzywani są po raz pierwszy do odczytania fragmentu Tory oraz wygłoszenia do niej komentarza. Chłopcu zakłada się wtedy tefilin, czyli "filakteria" – małe, skórzane pudełeczka, które zawierają napisane na pergaminie wersety Tory. Jedno z takich dwóch pudełeczek znajduje się na czole, a drugie przymocowane jest do lewego ramienia u praworękich (u leworękich do prawego). Oznacza to, że chłopiec oddaje się na służbę Bogu wolą, czynem i rozumem. Wtedy otrzymuje również od rabina Torę i modlitewnik.

Nie wyglądają na 13 - latków. Podejrzewam, że wykorzystali okazję przyjazdu do Świętego Miasta, żeby tu uroczyście pod Ścianą Płaczu odprawić bar micwę

Karteczki między kamieniami w Ścianie Płaczu

Widok na Ścianę Płaczu wraz z Kopułą na Skale w tle
Jesteś w Jerozolimie. Koniecznie pojedź do Yad Vashem. Po Auschwitz to najważniejsze muzeum upamiętniające ofiary holokaustu... Moim zdaniem każdy powinien to miejsce zobaczyć. Każdy rozsądny człowiek powinien na spokojnie przejść się po takim miejscu. Każdy powinien uświadomić sobie jakie podłe i niewiarygodne bestialstwo miało miejsce w czasie II Wojny Światowej. To powinna być przestroga dla każdego. Tak potworny dramat i tak straszne ludobójstwo już nigdy nie powinno mieć miejsca. Wojna z całym jej okrucieństwem i niegodziwością jest przerażająca. Konflikty, które mają miejsce wciąż na naszym globie nie mają żadnego usprawiedliwienia. Cierpienie ludzkie, które za tym idzie jest porażające... Oglądając pamiątki po milionach pomordowanych Żydów w tej zagładzie, nie sposób nie czuć porażającego smutku. Po wizycie w tym muzeum wychodziłam poruszona i jakby zawstydzona tym, że ktokolwiek może tak potworne rzeczy robić drugiemu człowiekowi. Mimo, że byłam już wcześniej w Aushwitz i Brzezince, to te same uczucia towarzyszyły mi również i tu w Yad Vashem. Na to nie da się uodpornić. I nigdy nie można przejść obok takich miejsc i wydarzeń obojętnie. Obejrzeć tu można dokumenty, zdjęcia, pamiątki po pomordowanych. Na zewnątrz budynku jest też ogród z kilkunastoma tysiącami zasadzonymi drzewkami oliwnymi przez Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, w tym około 6500 przez Polaków. Trafisz tu na pomnik Janusza Korczaka oraz Getta Warszawskiego. Największe i najbardziej przejmujące wrażenie robi mroczne lustrzane pomieszczenie, w którym płomień świecy odbija się tysiące razy w całej przestrzeni wokół widza, a głos z magnetofonu przywołuje nazwiska ofiar. Instalacja ta służy upamiętnieniu żydowskich dzieci zamordowanych przez Niemców.

Przed wejściem do Muzeum Yad Vashem

Wagon wiozący na śmierć..

Grota z nazwiskami pomordowanych


Odbijające się tysiące razy w lustrach światło świecy - symbol dusz zamordowanych dzieci

Pomnik Janusza Korczaka

Milczący Płacz


Droga na śmierć